czwartek, 5 września 2013

Rozdział 13



              Spojrzałam jeszcze raz do książki i skupiłam się na wodzie, starając się odtworzyć ruch.
     Powoli, powoli woda w ogromnej miednicy zaczęła delikatnie bulgotać. Niespiesznie unosząc rękę, napięłam mocniej mięśnie. Słup wody zaczął wznosić się do góry.
     W tej samej chwili moja dłoń zadrżała, a słup wody natychmiast spadł, rozbryzgując się o ścianki miednicy i podłogę.
     Prychnęłam i ze złością przecięłam powietrze pięściami, co spowodowało zamarznięcie wody. Policzyłam w myślach do dziesięciu, by się uspokoić. Odetchnąwszy głęboko, sięgnęłam po podręcznik aby zobaczyć, jak zamienić lód na powrót w ciekły stan skupienia. Od razu otworzyłam go na jednej z ostatnich kartek, przeglądając rysunki oraz czytając opisy do nich.
     Zdeterminowana zacisnęłam szczękę. Wyciągnęłam lewą rękę i zgięłam ją delikatnie w łokciu. Dłoń ponownie zwinęłam w pięść. Skoncentrowałam się na lodzie i – nadal głęboko oddychając – okręciłam lekko rękę, napinając mięśnie i otwierając wewnętrzną częścią dłoni w kierunku lodu.
     Nie udało mi się ani za pierwszym, ani za drugim, ani nawet za trzecim razem. Potrząsnęłam głową zastanawiając się, co robię źle. Zgarbiłam się, uciskając skronie.
 - Wiesz, czemu ci nie wychodzi? – usłyszałam nagle czyjś głos i momentalnie się wyprostowałam.
 - Długo tu stoisz, Somerville? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie i zwróciłam swój wzrok na opierającego się o ścianę chłopaka.
 - Wystarczająco długo, żeby widzieć, co robisz źle – nonszalancko włożył dłonie do kieszeni i odepchnął się od ściany. Spojrzałam na niego nieco zirytowana.
 - Więc? – ponagliłam go niecierpliwiąc się, ale on tylko szedł powoli w moja stronę. – Jak już zacząłeś, to może łaskawie doko…
 - Nie chodzi o ruchy – odezwał się, jakby w ogóle mnie nie usłyszał. – Masz dobrą technikę, ale za bardzo się spinasz. Rozluźnij się trochę, a pójdzie jak po maśle.
     Znów wbiłam w niego spojrzenie, tym razem podejrzliwie. Mimo wszystko postanowiłam dostosować się do jego rad, bo co miałam do stracenia?
     Zrobiłam więc ruch taki, jak poprzednio, ale natychmiast zobaczyłam kątem oka, jak Dean kręci głową.
 - Co znowu? – warknęłam ze złością.
 - Nadal jesteś za bardzo spięta. – Odrzekł, a ja wzniosłam oczy do góry: jak tu nie być spiętym, gdy coś ci nie wychodzi, w dodatku widzi to i komentuje inna osoba, i to taka osoba? Chłopak podszedł bliżej. – Nie musisz się koncentrować tylko i wyłącznie na lodzie. Musisz przede wszystkim to czuć: tu, tu i tu – mówił, wskazując kolejno na moją rękę, serce i głowę. – Musisz to czuć swoim umysłem, całą sobą.
     Obszedł mnie dookoła i stanął przodem do moich pleców, kładąc mi dłoń na ramieniu. Mimowolnie napięłam mięśnie jeszcze bardziej. Syknęłam. W końcu był to Somerville!
 - Zamknij oczy. Nie bój się, nic ci nie zrobię. Zamknij oczy. – Powiedział cicho, a ja poczułam jego ciepły oddech na swojej skórze. – Wyobraź sobie coś miłego, ale nie przestawaj myśleć też o wodzie. Musisz czuć swój żywioł. Wiem, że to potrafisz i… i rozluźnij się w końcu.
     Pomimo początkowej niechęci jakimś cudem udało mi się wykonać wszystkie „instrukcje”.
     Uniosłam rękę i nagle coś poczułam. Najpierw delikatnie i jakby nieśmiało, później coraz mocniej: poczułam, że się całkowicie uspokajam, a krew w moich żyłach jak gdyby zamieniła się w potoki. Moje palce jakby się ochłodziły, by po chwili stać się rozgrzanymi.
     Gdy dokończyłam ten krótki ruch, uchyliłam jedną powiekę i aż klasnęłam w dłonie: udało mi się! W końcu się udało! Czując niewysłowioną radość, obróciłam się twarzą do Deana. Stał tak blisko, że dokładnie widziałam nieokreślone iskierki w jego głębokich, brązowych oczach. Czy on zawsze miał takie oczy? Zrobiłam krok do tyłu i już miałam otwierać usta, gdy on się odezwał:
 - Mówiłem? Nie musisz dziękować – mrugnął do mnie.
 - Wcale nie zamierzałam – prychnęłam, nie do końca prawdziwie. Mimo jego pomocy ciężko było mi uwierzyć, że potrafi być całkiem znośny. Wolałam (chyba) myśleć, że jest rozpieszczonym dzieckiem. – Chciałam zapytać tylko skąd to wiesz. To wszystko.
     Wywrócił oczami.
 - Mam wrażenie, że posiadam żywioł ziemi i że uczę się go od…
 - Dobra, dobra – przerwałam mu, machając rękami. – Rozumiem. Tak w ogóle, to po cholerę tu przyłaziłeś?
     Somerville na sekundę zamarł, a po chwili wykrzywił usta w dziwnym uśmiechu. Podrapał się po głowie.
- Chyba miałem cię zawołać, żebyś w końcu przyszła, bo one już się szykują na ten bal… Ale trochę wyleciało mi to z głowy.

               Wybranie sukienki było dla mnie niemałym problemem, bo Maryam zaproponowała mi trzy, i wszystkie śliczne. W końcu jednak zdecydowałam się na tą, którą najmniej trzeba było poprawiać – w kolorze butelkowej zieleni, sięgająca mi połowy ud. Była na grubych szelkach, a materiał sięgał tuż pod szyję. Na plecach za to była dosyć dużo wykrojona, odsłaniając trójkąt skóry. Góra sukienki była dopasowana do klatki piersiowej, a dół był rozkloszowany.
     Sama Blake wybrała także cudowną sukienkę, o kolorze kobaltowym. Z okazji balu wydłużyła sobie włosy do piersi. Rachel za to postawiła na skromną, ale za do doskonale podkreślającą jej kształty czarną, nieco obcisłą sukienkę. Wyglądała tak… tak inaczej niż zwykle. Fantastycznie.
 - No, ruszcie się – pospieszyła nas Maryam.
 - Ja jestem gotowa – odpowiedziałyśmy równocześnie z rudowłosą.
 - Co? Przecież ty nie jesteś w ogóle wymalowana! – oburzyła się komicznie dziewczyna, rozszerzając swoje niebieskie oczy. Nie zważając na moje protesty, pociągnęła mnie do biurka. – Iść na taki bal używając tylko odrobiny pudru i tuszu do rzęs… – mruczała pod nosem. Ponad jej ramieniem Rachel rozłożyła bezradnie ręce.

               Pamorah po raz kolejny mnie zaskoczyło: nie było teraz jadalni i auli – była jedna wielka sala, czy raczej połączenie tych dwóch sal. Po jednej stronie znajdowały się stoliki oraz coś w rodzaju bufetu, a na pozostałej części parkiet do tańczenia. Dodatkowo część ze stolikami jakimś cudem była odrobinę wyciszona, by dało się swobodnie rozmawiać.
     Siedziałam właśnie na kraju krzesełka, skubiąc rąbek swojej sukienki i przytupując lekko stopą. Wpatrywałam się w tańczące pary: leciała wolniejsza piosenka. Maryam tańczyła z Aaronem, Patrick ze swoją dziewczyną też. Rachel także była na parkiecie, Somerville zaś zniknął mi z oczu.
     Obróciłam się po szklankę z sokiem i aż podskoczyłam na krześle: za mną siedział Dean, wpatrując się w moją osobę.
 - Nie mogłeś jakoś dać znać, że tu jesteś? – burknęłam.
 - Mogłem, ale po co? Jeszcze byś od razu mnie wygoniła pod groźbą zamrożenia, a tak to sobie siedzę tu cicho i nikomu nie przeszkadzam – wzruszył ramionami. Zrobiłam wymowną minę i odwróciłam się do niego plecami.
     Znowu go nie usłyszałam, więc i tym razem drgnęłam, gdy wypowiedział mi wprost do ucha ciche pytanie.
 - Znowu mi to robisz – warknęłam. – I co „dlaczego”? Dlaczego mi przeszkadzasz?
 - Między innymi – przyznał, przysuwając sobie bliżej krzesło i siadając na nim. – Czemu taka jesteś? Czemu mnie nie lubisz?
 - Jesteś denerwujący – odrzekłam.
 - Ale co takiego robię, że jestem denerwujący? Gadam? Robi to każdy. Śmieję się i żartuję? To też każdy robi. O co ci więc chodzi? – dociekał dalej, wbijając we mnie wzrok. Tym razem to ja wzruszyłam ramionami. Co ja mu miałam odpowiedzieć? Niektórych ludzi po prostu się nie lubi i już.
 - Może po prostu mnie bardzo, ale to bardzo lubisz i nie chcesz się do tego przyznać, co? – spytał. Mimo, że pozostał poważny, w jego głosie dał się słyszeć śmiech. Zmroziłam go wzrokiem.
 - Odbiło ci – stwierdziłam. Po chwili dodałam, poniekąd ucieszona, że znalazłam dobry argument: – Między innymi dlatego jesteś denerwujący. Cholernie się narzucasz, myślisz, że jesteś nie wiadomo jak fajny i że każda na ciebie leci, a do tego rzucasz głupie komentarze. I tak, pomimo twojej drobnej pomocy z żywiołem nadal cię nie lubię. Dzisiejszy dzień niczego nie zmienił.
     Ugryzłam się w język myśląc, że na za dużo sobie pozwoliłam. On jednak nie odpowiedział, a ja uznałam w końcu, że bardzo dobrze. Może da mi spokój i pójdzie pomęczyć inną dziewczynę? Niestety, dalej uparcie tu siedział.
     Piosenka się zmieniła, ale także na wolną. Ile jeszcze?, pomyślałam i poszukałam wzrokiem Rachel. Maryam nadal tańczyła z Aaronem, wymieniając z nim na ucho jakieś uwagi i śmiejąc się co chwila. Patrick też tańczył z tą samą osobą, która – swoją drogą – była jego obecną „dziewczyną”. Kilkanaście kroków od pary Coltrane tulił się z jakąś blondynką. Dopiero teraz zobaczyłam, że ma zwyczaj taksowania dziwnym wzrokiem każdą napotkaną dziewczynę. Po raz kolejny zadałam sobie pytanie, jak ja mogłam z nim być?
     Odnalazłam Thorn: siedziała na stoliku, machając nogami. Po chwili podszedł do niej Lenny Ross, zadał jej jakieś pytanie, jednak ona odpowiedziała przecząco i chłopak odszedł.
 - Deidre, mam pytanie – usłyszałam obok siebie. Spojrzałam na Deana, dając mu tym samym znać, że słucham. – Zatańczysz ze mną?
     Pokręciłam głową.
 - Chodź, chociaż jedna piosenka – prosił.
 - Nie.
     Nie dał za wygraną i ponowił pytanie, a ja zmierzyłam go wzrokiem. Westchnęłam ze zrezygnowaniem i podniosłam się, ignorując rozciągnięte w uśmiechu usta chłopaka. Chwycił mnie za rękę i poprowadził na parkiet.
     Odwrócił się przodem do mnie. Położył swoją dłoń na mojej talii. Zanim zaczęliśmy się bujać w rytm muzyki, dźgnęłam go palcem w pierś.
 - Ale później dasz mi spokój? – zapytałam, na co on odpowiedział mi uśmiechem i wzniesieniem oczu do nieba.
     Na moje szczęście piosenka już się kończyła. Gdy zabrzmiały ostatnie takty, odsunęłam się od Deana, ale on przyciągnął mnie z powrotem.  Widząc moją minę powiedział, że „tamto to nie był taniec, tylko zaledwie pół minuty bujania się w miejscu”.
 - Jesteś niemożliwy – pokręciłam głową. On znów się roześmiał. Zarzucił moją rękę na swoje ramię i ponownie umocował swoje dłonie w pasie, oplatając mnie nieco ciaśniej. W pierwszej chwili miałam ochotę go nieco odsunąć, odepchnąć, ale… coś kazało mi tego nie robić. Może dlatego, że w końcu to bal bożonarodzeniowy? Sama dziwiąc się sobie, oparłam lekko głową na jego barku.
     Koniec. Nareszcie szybsza piosenka. Podniosłam wzrok i napotkałam proszące spojrzenie dwojga ciemnych oczu. Zmarszczyłam brwi w niemym pytaniu. Po chwili zrozumiałam, o co mu chodzi.
 - Nie. Miała być jedna piosenka! – wykrzyczałam mu do ucha.
 - Jedna wolna, jedna szybka. Nie daj się prosić!
 - Będziesz żałował. I ja chyba też… - jęknęłam, ale posłusznie wsunęłam swoją dłoń w jego. Chwycił mnie silnie w talii i uśmiechnął się szeroko. Po raz kolejny tego dnia.
     Zaczęliśmy tańczyć, najpierw jakby nieśmiało. Z każdą sekundą wyczuwaliśmy coraz lepiej taniec i nabieraliśmy tępa, rozkręcaliśmy się. Somerville raz po raz okręcał mnie i łapał w ramiona, by po chwili znów zrobić kilkanaście kroków i obroty. Pomimo tego, że chłopak był naprawdę dobrym tancerzem, to wpadaliśmy co chwilę na jakichś uczniów, na co reagowaliśmy oboje wybuchnięciem śmiechu. Muzyka została teraz tak podkręcona, że i tak nikt nie usłyszałby szybko wykrzyczanych przeprosin.
     Nie chciałam się sama przed sobą przyznać, ale chyba bardzo dobrze się bawiłam. Co ja… Chyba? Nie chyba, tylko bardzo dobrze! Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak tańczyłam. Ta piosenka skończyła się tym razem o wiele za wcześnie.

               Opadliśmy zdyszani na krzesła, a Somerville naprędce nalał do szklanek jakiegoś soku. Przyjęłam od niego napój i popatrzyłam na pary, które jeszcze miały siłę na to, by jeszcze tańczyć – my byliśmy koszmarnie zmachani. Bal powoli dobiegał końca, a – jak to zawsze bywa – pod koniec jest najlepsza zabawa. Mimo tego nie widziałam już ani pozostałej dwójki chłopaków, ani dziewczyn.
     Spostrzegłam dziewczynę rok młodszą ode mnie z chłopakiem. Nadal tańczyli w szaleńczym tempie, ja jednak przypomniałam sobie sytuację z mniej więcej piętnastu minut wstecz. Zerknęłam na chłopaka obok mnie; patrzył się na tę samą parę. Wyczuł, że na niego spoglądam, więc odwrócił głowę w moją stronę. Uniósł znacząco brwi i kiwnął lekko głową w stronę tamtej dziewczyny. Zdusiłam chichot, ale to nic nie dało – wystarczyło mi ponowne rzucenie spojrzenia na tamtą parę i na Deana, żeby wybuchnąć śmiechem. Kilka sekund później Somerville także zaśmiał się głośno, opierając głowę na rękach.
     Chodziło o to, że kiedy wcześniej zrobiliśmy sobie taką małą przerwę na wypicie soku, siedzieliśmy na tych samych krzesłach, co teraz. Mieliśmy bardzo dobry widok na tańczących uczniów. W pewnej chwili, przy którejś z szybszych piosenek, owa dziewczyna zderzyła się czołem ze swoim partnerem. Chłopak wpadł na inne pary, a ona wylądowała na posadzce. Wyglądało to tak komicznie, że nawet teraz, po tych kilkunastu minutach, potrafiliśmy się z tego śmiać.
     Gdy opróżniliśmy szklanki, rozłożyłam się nieco wygodniej na swoim siedzisku. W mig Somerville stał przy mnie ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
 - A co ty robisz? – zapytał.
     Zmarszczyłam brwi z niezrozumieniem. W odpowiedzi chwycił mnie za rękę i poderwał do góry.
 - Tańczymy, Williams! – zaśmiał się i pociągnął w stronę parkietu.

               Powłóczyłam nogami w kierunku skrzydła dziewcząt. Somerville kroczył prężnie obok mnie – uznał, że mnie odprowadzi, bo jeszcze ktoś by mógł mnie zaatakować. Jestem prawie pewna, że myślał o Thomasie.
    Musiałam wyglądać jak pokraka – szłam zewnętrzną stroną lewej nogi, bo pozostałą część miałam obtartą przez buta, a prawą nogą stawałam tylko na palach – miałam podbitą prawie całą stopę, nie wiem, jakim sposobem. Sandałki niosłam w rękach. Na szczęście do pokoju było już niedaleko.
     Dean zanucił cos wesoło pod nosem.
 - A co ci tak radośnie? – mruknęłam. Wzruszył ramionami.
 - Po prostu wybawiłem się, jak mało kiedy – odpowiedział, na co ja w myślach przyznałam mu rację.
 - I teraz czuję skutki tej twojej zabawy. Zdeptałeś mi nogi – wytknęłam mu.
 - Co? Dziewczyno, ja nie nadepnąłem ci nawet na małego paluszka u stopy – obruszył się śmiesznie.
 - Wiem – zachichotałam. – Ale chciałam zrzucić na ciebie winę za moje odciski, obicia i obtarcia… Choć poniekąd to jest twoja wina.
 - Gdybyś się nie zgodziła, nie miałabyś obtarć.
 - Gdybyś mnie nie męczył, nie…
 - Och, zamknij się – burknął, na co ja się roześmiałam. To było trochę dziwne uczucie – przebywać w towarzystwie Deana prawie cały wieczór… czy może również noc, zważając na godzinę, i to bez kłótni? Śmiejąc się i żartując? Jak żyję, nie powiedziałabym, że będę do niego czuć sympatię po kilku godzinach.
     Nagle poczułam, że ktoś mnie chwyta pod kolanami i pod ramionami. Pisnęłam, mając ochotę zdzielić Somerville’a po głowie moimi butami.
 - Co ty wyprawiasz?
 - Bolały cię nogi… - wytłumaczył.

                - Chyba należą ci się podziękowania – rzuciłam, gdy byliśmy kilka metrów przed drzwiami do pokoju.
 - Za co?
 - Za targanie mojego prawie bezwładnego ciała aż tutaj – odpowiedziałam z westchnieniem, nie mając siły nawet na uśmiech. Co jak co, ale byłam już nieźle zmęczona. Dean za to zaśmiał się cicho pod nosem, a ja poczułam, że drżę razem z jego klatką piersiową.
     W końcu odstawił mnie z powrotem na posadzkę, tuż przed drzwiami.
 - No to… - przechylił lekko głowę. Potarł skroń.
 - Dobranoc? – bardziej zapytałam, niż pożegnałam się. Wyprostował szyję i wbił we mnie wzrok tak, że poczułam się aż za bardzo nieswojo. – O co chodzi?
     Znów potarł skroń.
 - Chciałem ci podziękować, że dałaś się namówić na to wszystko dziś. Nieźle się bawiłem – nadal czujnie się we mnie wpatrywał. Ponownie leciutko przechylił głowę.
     I nagle… Może to ja zrobiłam coś nie tak, może dawałam mu jakieś sygnały, czy… Po prostu znalazł się bardzo blisko. Nawet nie wiem kiedy to się stało, w każdym razie on ujął moją twarz w dłonie i wpił się wargami w moje usta. Delikatnie zaczął mnie całować, a ja poczułam słabe już, ale nadal dosyć ładne, męskie perfumy.
     Po kilku sekundach opadłam z zaskoczenia i mimo zmęczenia, odepchnęłam go tą ręką, w której nie trzymałam butów. Poczułam silne zdenerwowanie. Chłopak spojrzał na mnie niepewnie.
 - Co ty wyprawiasz? – zapytałam drugi raz w ciągu kilku, może kilkunastu minut.
 - Ja… Po prostu… Nie wiem, tak jakoś to się… Bo ty…
 - Co ja? Co, do cholery, ja? – warknęłam. – Czy ja ci rzucałam jakieś spojrzenia? Flirtowałam? Nie? To czemu, do jasnej cholery, mnie całujesz?! Nie jestem jak te wszystkie twoje… jak jakaś pierwsza lepsza, żebyś mnie obściskiwał!
 - Uspokój się, Deidre, ja to…
 - Gówno mnie obchodzi, co ty „to”! – przerwałam mu, patrząc na niego ze złością. – Powstrzymaj czasem tą swoją wyobraźnię! Jak ty wszystko potrafisz zepsuć…
     Odwróciłam się od niego, nawet nie patrząc, jaką ma minę, i weszłam do pokoju, trzaskając drzwiami. Dopiero po chwili sobie przypomniałam, że dziewczyny mogą już spać.
- Przepraszam, jeśli was obudziłam – wyszeptałam w ciemność.
 - Nic się nie stało, i tak nie spałyśmy – usłyszałam głos rudowłosej, a po chwili rozbłysło światło. Zobaczyłam, że obie dziewczyny siedzą na swoich łóżkach, mrużąc śmiesznie oczy. Dopiero po kilkunastu sekundach zorientowałam się, dlaczego wpatrują się we mnie usilnie. Zagryzłam wargę.
 - Wszystko słyszałyście?
 - Tylko ostatnie zdanie – odpowiedziała Maryam.
     Na krótką chwilę zapanowała cisza. Skierowałam się do łazienki. Otworzyłam drzwi i w tym samym momencie odezwała się ponownie Blake:
 - Co znów zrobił?
     Zamknęłam cicho za sobą drzwi udając, że nie słyszałam pytania.
     Kiedy się wykąpałam, leżały już w łóżkach. Dotarłam po omacku do posłania i rzuciłam się na nie. Po chwili namysłu wyszeptałam w ciemność:
 - Maryam?
 - Tak? – odpowiedział mi równie cichy głos dziewczyny.
 - Co do twojego pytania… - zawahałam się na chwilę nie wiedząc, jak ująć to, co się zdarzyło. - Ten kretyn mnie pocałował – wyrzuciłam z siebie w końcu.
 - Och. – Kilka sekund ciszy. – Chcesz o tym pogadać?
 - Nie. Nie bardzo – odszepnęłam i przewróciłam się na drugi bok.

               W końcu nastał dzień, w którym wyjeżdżaliśmy do swoich domów na święta. Spakowana czekałam na dziewczyny. Tym razem do domu wracałam autobusem, a wraz ze mną jeszcze kilka osób, które nie miały możliwości dostania się do siebie innym sposobem. Nagle drzwi otworzyły się. Widząc, kto przyszedł, przywitałam się krótko i nadal rozpierałam się na łóżku.
 - Przyszliśmy się pożegnać, niewiasty, bo my już się zmywamy – rzucił Mitchell.
 - Możecie poczekać chwilę? Tylko dosunę waliz… jeszcze ręcznik!  - Rachel wbiegła do łazienki, a Maryam wstała. Obie, podobnie jak chłopaki, za pomocą teleportacji dostawały się z którymś z członków rodziny bądź znajomym (którzy aportowali się przed szkołę po swoich podopiecznych) do domów.

               Zeszliśmy do hallu – autobus także za niedługo wyjeżdżał – i ruszyliśmy w kierunku bramy. Po drodze dowiedziałam się, że Aaron także wraca pojazdem. To miło, przynajmniej będę mogła w czasie podróży z kimś pogawędzić.
     Dotarliśmy do bramy i przystanęliśmy. Naokoło widać było żegnających się przyjaciół. Dziewczyny także od razu rzuciły się do pożegnania. Maryam z Patrickiem prześcigali się w wykrzykiwaniu coraz to innych życzeń świątecznych. Ostentacyjnie zignorowałam Somerville’a (co – swoją drogą – dobrze mi wychodziło od czasu… tego) i przytuliłam dziewczyny. Mitchell poklepał mnie tylko mocno po plecach, bo już kierował się do swojej dziewczyny.
 - Ze mną się nie pożegnasz? – dotarł do mnie męski głos.
 - Cześć, Somerville – odrzekłam. – Wesołych świąt – odwróciłam się i poszłam do autobusu.
 - Na pewno takie będą – usłyszałam jeszcze mruknięcie za plecami.
     Wzruszyłam ramionami. Po chwili dogonił mnie Aaron, wyszczerzony od ucha do ucha. Uniosłam jedną brew na znak zapytania, ale on tylko wzruszył ramionami, tak jak ja kilka sekund wcześniej. Po chwili jednak dodał:
 - No wiesz, święta… i w ogóle…
     Chyba nie tylko chodziło o Boże Narodzenie, ale nie naciskałam – będzie chciał, to opowie. Faktycznie - kilka metrów dalej znów zaczął mówić.
 - Dobra, nie chodzi tylko o święta. Może się domyślasz, ale… podobamisięMaryam – wyrzucił z siebie i szybko wypowiadał następne słowa: - Wiesz o tym tylko ty i Dean. Znasz przecież stosunek Patricka do uczuć dłuższych niż miesiąc, zresztą w takich sprawach nie umie zbytnio trzymać języka za zębami. A Rachel… Nie miałem okazji, żeby pogadać z nią na takie tematy, zresztą po co? Moim zdaniem takie rzeczy to nie jest… Po prostu nie trzeba się tym chwalić i… dobra, wróć. Zaczynam plątać. Wiesz więc ty i Dean, bo on wie… wie, jak to jest i nie robiłby żadnych aluzji przy Maryam, a z tobą się przyjaźnię i… kurde, wiesz o co mi chodzi. – Dokończył trochę kulawo i potknął się. Ze śmiechem pomogłam mu wstać.
 - Myślę, że wiem, o co ci chodzi – zaczęłam powoli, podczas gdy chłopak otrzepywał się ze śniegu. – Chodzi ci o to, że jestem dziewczyną i że mogę ci coś poradzić w tym temacie, a jeśli chodzi o to, czemu Rachel nie wie, to po prostu z nią jeszcze nie czujesz się na tyle blisko, by o tym gadać, mimo dłuższej znajomości niż ze mną. Coś w tym stylu?
     Westchnął, po czym przytaknął.
     Siedzieliśmy już we wnętrzu czerwonego autobusu (który - w połączeniu z białym śniegiem - wyglądał iście świątecznie), kiedy chłopak ponownie się odezwał.
 - Kiedy odpuścisz Deanowi?
 - Och, więc wygadał się? – założyłam ręce na piersi, wiercąc się na fotelu.
 - Przestań, nie uwierzę, że nie powiedziałaś dziewczynom – zaśmiał się cicho. Popatrzyłam na niego z wyrzutem.
 - No dobra, powiedziałam – zachichotałam, sama nie wiem czemu - chyba po prostu Aaron działał dobrze na moje samopoczucie. – Ale nie myśl, że wyśpiewałam wszystko łatwo, jak tylko zamknęły… zatrzasnęły się za mną drzwi.
     Ciemnoskóry kiwnął głową ze zrozumieniem. Chwilę później ponownie zadał mi pytanie: pytał o to, jak to jest, że mnie zna dopiero cztery miesiące, a Rachel trzeci rok, a i tak ja dowiedziałam się pierwsza. Cóż, nie znałam odpowiedzi, więc rozłożyłam ręce, mając przy okazji przeczucie, że przez całą podróż do domu poruszymy temat Aarona i Maryam jeszcze kilka ładnych razy.



***

Mam wrażenie, że rozdział nie jest najwyższych lotów. Może za dużo dialogów? Sama nie wiem. Jest chyba nieco dłuższy od poprzedniego. Tak, chyba tak. W ogóle ten rozdział jest taki... nijaki, powiedziałabym. Nie wiem. Ostatnio dopadło mnie duże poczucie beznadziejności - myślę jednak, że jest to związane z nową szkołą i całkowicie dla mnie nową klasą. Mam nadzieję, że będzie lepiej i lepiej. Nie wiem, kiedy następny rozdział - być może za dwa tygodnie, a być może za miesiąc. Właśnie sobie zdałam sprawy, że brakuje mi na dużo rzeczy czasu - a i tak nie mam jeszcze nauki! (Nie licząc geografii, bo mamy specyficznego pana, który nie jest za miły i uwielbia męczyć uczniów.) Jako takie wolne będę mieć jedynie w weekendy, więc postaram się pisać jak najwięcej.
Tak w ogóle, to jakoś tak w lipcu wpadły mi do głowy dwie historie, całkiem inne od tej. Właściwie jedna to... Ach, nieważne, i tak nie będę się za to jeszcze zabierać - po prostu mam przeczucie, że gdybym zabrała się teraz do ich pisania, miałam bym mało czasu i serca, które bym mogła włożyć w każdą historię osobno. Myślę, że (jeśli) skończę pisać Deidre, to po jakimś czasie coś się pojawi. Ale, ale, po co ja to w ogóle piszę, skoro na Williams jestem tak na oko w połowie, może nawet nie. O rany, co się ze mną dzieje :D
Mam jeszcze nadzieję, że nie ma za dużych błędów - sprawdzałam tylko dwa razy.
Trzymajcie się więc, dziękuję za wszystko!

11 komentarzy:

  1. Dlaczego już mnie nie informujesz ani nic?! Nie najwyższych lotów? hahah skromnisia się znalazła xD owiem tyle; opowiadanie coraz bardziej się rozkręca i mnie ciekawi, tak tematy tych dwóch osób na pewno poruszą jeszcze kilkakrotnie, ale to bardzo dobrze ;) Pozdrawiam:P aha i dodam Cię oczywiście do linków moja droga jak skończę z nimi robić.
    http://broken-heart-ff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że Deanowi udało się zaciągnąć Deidre na parkiet i przetańczyli ze sobą więcej niż jeden taniec, świetnie się przy tym bawiąc ;) Tak coś czułam, że chłopak na sam koniec nie powstrzyma się i pocałuje dziewczynę. Szkoda tylko, że ona zareagowała w tak negatywny i gwałtowny sposób, bo wydaje mi się, że Dean traktuje ją poważniej od reszty dziewczyn, a być może i nawet się w niej podkochuje. Podobał mi się zwłaszcza fragment, gdy po tym, jak Deidre poskarżyła się na stan swoich nóg, chłopak wziął ją w ramiona i zaniósł pod same drzwi sypialni. To było zdecydowanie urocze.
    W tym rozdziale dało się już poczuć świąteczną atmosferę. Ach, aż bym sama chciała by i u nas były już święta ;)Ciekawa jestem, czy podczas przerwy świątecznej w życiu Deidre wydarzy się coś nietypowego.
    Życzę weny i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie, to kawałek z 'balem bożonarodzeniowym' miałam napisany od już bodajże dwóch miesięcy. Czekał tylko na swój moment - był też oczywiście poprawiany i poprawiany, coś też czasem pozmieniałam, aby zgadzało się z wcześniejszymi rozdziałami. Po prostu pewnego wieczora siedzę i coś takiego: bam! Taki epizod wpadł mi do głowy, i zapisałam go na karteczce wraz z obiecaniem sobie, że na pewno go wykorzystam ;D
      Tak, święta, kochane święta! W końcu trochę więcej odpoczynku, bo - szczerze mówiąc - mam już dość, a to dopiero początek drugiego tygodnia!
      Co do nn, to sama nie wiem - mam już coś napisane, ale nie wiem, czy jest to nietypowe - być może. Sama nie wiem :D
      Dziękuję ślicznie za komentarz, bo to dla mnie wiele znaczy.
      Pozdrawiam cieplutko!

      Usuń
  3. Nie jestem pewna czy nadal czytasz moje opowiadanie więc napisz mi czy nadal mam Cię informować czy też nie :) a póki co :
    Zapraszam Cię serdecznie na nowy, piąty Rozdział Broken Heart pt " Niezamierzona szczerość" naaaa http://broken-heart-ff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. { Reklama }
    Serdecznie bardzo zapraszam na mojego nowego bloga. Właśnie pojawił się prolog. Zachęcam do czytania i komentowania.
    http://safe-and-hope.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Zostałaś nominowana do Liebster Blog Award! Więcej na moim blogu ;)
    http://be-with-me-forever-and-remember.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja cie ten blog jest fan-ta-sty-czy! Mimo, że masz chyba ten sam problem co ja z pisaniem( czyli jest wena, ale jakoś pisać się nie chce) staraj się to zwalczyć, bo żeby takiego opowiadania nie skończyć to na prawde źle. Będę czekać na rozdział :) możesz mnie poinf. jak dodasz :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, rany. Dziękuję serdecznie ;) Ostatnio w ogóle cierpię na chroniczny brak czasu. A jak już go mam, to chcę tylko spać i spać. Mimo to w moim zeszyciku pojawia się często zdanie lub strona.
      Szczerze mówiąc, to zapraszam do obserwowania, bo mogę po prostu zapomnieć o poinformowaniu Cię ;) Myślę, że tak będzie też wygodniej.
      Pozdrawiam cieplutko i dziękuję ;)

      Usuń
  7. hehehe chroniczny brak czasu heheheh :D to nie brak czasu, to szkoła średnia xD właśnie gdzie poszłaś do szkoły i na jaki profil? :)
    Dodałabym, ale to i tak nic nie dałoby bo rzadko na konto gogle wchodze(i komentuje, ale spokojnie czytam blogi :D)
    To będę tu musiała być częstszym bywalcem :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na jedno wychodzi: średnia szkoła = brak czasu :D A nawet jeśli ten czas mam, to mam ochotę na taki jeden, wielki ogromny chillout, albo po prostu na spanie. Często wybieram tę drugą opcję, co mnie strasznie dziwi, bo nigdy nie lubiłam spać w dzień xD
      Human, liceum.
      Ou, rozumiem. Jeśli nie zapomnę, postaram się powiadamiać o nowych rozdziałach. Jeszcze nie wiem, kiedy takowe będą, no ale cóż... :D Mam coś nadziubdziane, ale nie chcę dodawać jednego rozdziału wiedząc, że nie mam nic w zapasie, i że znów musiałabym robić dłuższą przerwę. Chcę mieć w zanadrzu chociaż 3 rozdziały.

      Usuń
  8. Hej :) Jakiś czas temu... bardzo długi czas temu... napisałaś komentarz na moim blogu, ale było to już po jego zawieszeniu, nazwijmy to nawet zakończeniem. Być może zainteresuje Cię post, który właśnie się u mnie pojawił, jeżeli tak, to zapraszam :)

    Wesołych świąt!

    [liliowa-magia]

    OdpowiedzUsuń