piątek, 17 maja 2013

Rozdział 8


               W połowie października pogoda była bardzo zmienna: raz na dworze panowała ciepła jesień, by innym razem chłód przenikał kości uczniów i nauczycieli, gdy tylko ci wychodzili ze szkoły.
     Nie do uwierzenia, że Deidre była w Pamorah już półtora miesiąca. Z każdym dniem z nauką radziła sobie coraz lepiej, po tygodniu zadomowiła się całkowicie a teraz czuła się, jakby była tu od zawsze.
     W ciągu tego czasu Williams poznała  dużo fajnych osób, takich jak Eileen Lynch – smukłą i bladą dziewczynę z jasnymi włosami i bystrymi, czarnymi oczami. Spędzała też coraz więcej czasu z Tomem, a czasem dołączał do nich przyjaciel Coltrane’a, Lenny Ross. Jednak, jak to zawsze bywa, znalazły się osoby nie lubiące Deidre – i z wzajemnością, bo Lareine Combes wraz ze swoimi przyjaciółkami do najmilszych osób nie należały.
     Korytarze zaś często wypełniały się najróżniejszymi rzeczami, a czasem dało się słyszeć dziwne wybuchy, zapewne powstające na skutek pomysłów trzech chłopaków. Nieraz można było także usłyszeć krzyki zdenerwowanej na Deana i Patricka zielonookiej Williams, a jeszcze częściej piski i chichoty  dziewczyn podrywanych przez dwóch przyjaciół, którzy – jak widać – nie marnowali czasu w szkole i zajmowali się nie tylko flirtowaniem.
     I tak dzień za dniem.

               Po kolacji siedzieliśmy w szóstkę na kanapach obok kominka; ogień wesoło szalał, trawiąc powoli ciągle pojawiające się kłody drewna. Na dworze było ciemno, a deszcz zacinał w okna z dużą siłą. Opierając się zmęczeniu po pięciu pracowitych dniach, słuchałam żartów, przekomarzań i wygłupów reszty, trzęsąc się co jakiś czas ze śmiechu.
 - Deidre, pozwolisz na chwilę? – oderwałam wzrok od płomieni, uniosłam głowę ze swoich kolan i obróciłam ją do tyłu.
W tym samym czasie z fotela obok wstał Dean, podszedł do mnie, uklęknął na jedno kolano i powiedział uroczystym tonem:
 - Pani, pozwolisz na chwilę? – i pochylił głowę.
- Jasne, Tom. – Powiedziałam do stojącego za mną Thomasa, kładąc nacisk na ostatni wyraz. Ignorując Somerville’a, wstałam i zwróciłam się do reszty: - Za niedługo wrócę.
    Wychodziłam już za Tomem z głównej sali, gdy usłyszałam krzyk Somerville’a:
 - Tylko wróć za chwilę!
 - Przecież mówiłam, palancie… - mruknęłam do siebie, znużona.

              Siedzieliśmy już kilka minut na jednej z ławek w korytarzu i rozmawialiśmy swobodnie, a ja nadal się zastanawiałam, czego chciał Thomas. Chyba nie prosił, bym z nim poszła, żeby posiedzieć i porozmawiać o Algerze Lloydzie, nauczycielu od językoznawstwa?
 - Dobra, Deidre, nie przyszliśmy tu przecież po to, żeby gadać o Lloydzie – odezwał się chłopak, jakby czytając mi w myślach. – Chciałem się coś zapytać, bo wiesz… Jesteś fajna, ładna, miła, zabawna, i w ogóle…
Zmarszczyłam brwi.
 - Chciałem się ciebie w końcu zapytać, czy chciałabyś być moją dziewczyną? – dokończył.
     Tym razem uniosłam brwi w zdumieniu: wydawało mi się, że traktuje mnie jako dobrą koleżankę. Co prawda patrzył się czasem na mnie dziwnie, czasem się przytulił, ot, tak, ale… W każdym razie nie wiedziałam dokładnie, jaki jest mój stosunek do Coltrane’a. Spojrzałam na niego i otworzyłam usta, żeby powiedzieć mu „nie” lub poprosić o troszkę czasu, ale wwiercił się we mnie wzrokiem. Coś w jego niebieskich oczach postanowiło za mnie.
 - Jasne. – Powiedziałam tylko. Thomas uniósł lekko kąciki ust i chwycił mnie za rękę. Ramieniem objął mnie w talii. Nachylił się i wyszeptał mi do ucha:
 - Chyba będą musieli jeszcze trochę poczekać – zanim mnie pocałował zrozumiałam, że chodziło mu o moje przyjaciółki i chłopaków.

              - Co chciał od ciebie Coltrane? – zapytała Maryam, gdy wracaliśmy z głównej Sali.
 - No właśnie, co chciał od ciebie Coltrane? – odezwali się równocześnie Somerville i Mitchell.
 - Nie wasza sprawa – warknęłam do nich, a do dziewczyn zaś powiedziałam: - Powiem wam później.
     Obie pokiwały głowami.
 - Oczywiście, że nasza sprawa. Dobra, później nam powiesz, rozumiemy: wolisz to coś oznajmić w czterech ścianach, niż na korytarzu. Spokojnie, jesteśmy cierpliwi w takich sprawach. Nie, chłopaki? – Dean trącił łokciem idącego obok niego Aarona. – To co, idziemy do nas czy do was?
 - Do nas – rzekła Rachel.

               Gdy w końcu chłopaki poszli, było po ciszy nocnej. Maryam natychmiast chciała poznać odpowiedź na swoje wcześniejsze pytanie.
  - Nic szczególnego… - zaczęłam, ale różowowłosa przerwała mi ze śmiechem.
 - Nic szczególnego, mówisz? No jasne, przecież codziennie cię prosi „na chwilkę”, później odprowadza cię pod samą kanapę, jakbyś sama nie trafiła, i jeszcze jak cię odprowadza, to trzyma tę swoją rękę tobie na biodrach, a pó…
 - Chodzisz z nim, czy nie? Bo Maryam zaraz odfrunie z przejęcia – Rachel spojrzała na dziewczynę, która właśnie opuściła ręce z wyszczerzonymi zębami.
 - No, chyba tak – odpowiedziałam powoli.
 - Uuu, to nasz… przepraszam, twój… Coltrane zaczął działać na poważnie?
 - Co masz na myśli? – zmarszczyłam brwi.
 - O nic, o nic. Tej landrynce chodziło o to, że w końcu cię zapytał, zamiast mizdrzyć się do ciebie tak, że aż miało się ochotę głowę odwrócić… - odpowiedziała rudowłosa.
 - No, właśnie – potwierdziła Maryam i zamachnęła się poduszką w Thorn.
 - Za co to?!
 - Za landrynę! Ty wiewióro! – zawołała Blake i Rachel jeszcze raz dostała w głowę.
     Dopiero gdy znów stłukły to nieszczęsne lusterko, ze śmiechem opadły na łóżka. Po chwili jednak Maryam, podrywając się z posłania, zapytała trochę zdyszanym głosem czy zdaję sobie sprawę, że nie dostałam ani razu. Odpowiedziałam twierdząco, lekko niepewnym głosem.
 - Wiesz, co to znaczy? – Zapytała znów.
     Pokręciłam głową przecząco czując, że coraz mniej podoba mi się ta rozmowa.
 - Wojna! – Krzyknęła nagle Blake i rzuciła się na mnie z poduszką. Po chwili okładałyśmy się nimi wszystkie trzy.
- Co wy wyprawiacie?! Trwa już cisza nocna, jest prawie północ! Za minutę macie spać, albo będziecie mieć szlaban! – nagle huknął potężnie jakiś męski głos, a ja powoli odwróciłam się z wystraszoną miną.

               Gdy zobaczyłam, kto stoi w naszym pokoju pierwszym uczuciem, jakiego doznałam, była ulga. Potem miałam ochotę tylko porządnie skopać tyłek Deanowi, bo to on właśnie się na nas wydarł, a teraz śmiał się z Patrickiem i Aaronem. Zmrużyłam oczy i doskoczyłam do Deana, chowając za sobą rękę.
 - Somerville – zaczęłam przez zaciśnięte zęby, wymierzając palcem w jego pierś. – Ty cholerny wypłoszu, zgłupiałeś do reszty?
 - Przecież i tak nie było mnie słychać, te… - zaczął się tłumaczyć, ale w tej samej chwili wyciągnęłam rękę zza pleców i walnęłam go z całej siły poduszką.
 - Williams, ty cholero! – Zaśmiał się czarnowłosy i chwycił mnie nagle w pasie. Podszedł do łóżka i zrzucił mnie na nie.
 - Mam nadzieję, że masz łaskotki – powiedział.
 - Rachel, Maryam, pomocy… Tak się boję – zachichotałam. Dziewczyny oczywiście skorzystały z okazji i biły się z pozostałą dwójką. – Bardzo się boję łaskotek, a szczególnie już ciebie, proszę, oszczędź mi tego – dodałam nieco ironicznie.
 - Tak mówisz? – zmrużył oczy i nachylił się nad moim uchem. – Chyba nie będzie tak źle.
Gdy tylko to powiedział zaczął mnie łaskotać, a ja zaczęłam niekontrolowanie chichotać. Po chwili śmiałam się już głośno. Gdy w końcu, z obolałym brzuchem i policzkami, dałam rady się uwolnić, odezwałam się:
 - Masz już tak nigdy nie robić – zaczęłam masować sobie żebra. Maryam, Rachel i tamci siedzieli już i popijali jakiś sok.
 - Czemu?
 - Bo nie lubię, gdy ktoś na mnie leży, w szczególności TY.
 - Czemu? – zapytał znów chłopak.
 - Naprawdę trzeba ci to tłumaczyć? Dziwnie się czuję, a poza tym…
 - Czyli, że coś do mnie czujesz? – poruszył znacząco brwiami.
     Prychnęłam lekceważąco, nie mając zamiaru odpowiadać na jego durne pytanie, ale w końcu nie wytrzymałam.
 - Po pierwsze, nie przerywaj. Po drugie…
 - Po drugie to ona ma chłopaka. – Dokończyła Maryam.
 - No… właśnie. Ale czy ja nie mówiłam czegoś o przerywaniu, dosłownie przed chwilą? – rzuciłam żartobliwym tonem.
     Zdaje się, że ta wiadomość, nie wiedzieć czemu, trochę zaskoczyła chłopaków. Aaron i Patrick wymienili szybkie spojrzenie, a Deanowi powoli schodził uśmiech z twarzy. Mruknęłam pytająco, unosząc jedną brew. Po chwili zaczęli coś mówić i żartować, ale ja nadal zastanawiałam się nad ich reakcją: co w tym dziwnego, że mam chłopaka? W końcu wzruszyłam ramionami z zamiarem włączenia się w rozmowę.
 - My chyba już pójdziemy, nie? – zapytał Doyle. Mitchell kiwnął głową  kiwnął głową, a Dean powiedział:
 - No, chodźmy. Deidre nie może siedzieć z nami w jednym pokoju, bo zdradzi tym swojego chłopaka.
Zanim mu odpowiedziałam, zmierzyłam go spokojnie chłodnym spojrzeniem.
 - O co ci chodzi, Somerville?
Nie odpowiedział, tylko ruszył do drzwi. Gdy się za nim zamknęły, otworzyłam usta, ale Rachel mnie uprzedziła.
 - Pewnie się poczuł urażony, bo nie dość, że odnosi wrażenie że go nie lubisz…
 - Bo nie lubię. Czasem tylko mi się wydaje inaczej – burknęłam.
 - …to jeszcze jest zdziwiony, że ktoś może zwrócić uwagę na innego chłopaka poza nim samym i Patrickiem. – Dokończyła.
 - To trochę egoistyczne podejście… I tylko o to mu chodziło? To w takim razie jest głupszy niż myślałam – zaśmiałam się.
     Rozmawiałyśmy jeszcze około pół godziny, a po wykąpaniu się poszłyśmy spać. Już usypiałam, gdy usłyszałam ciche pytanie Maryam:
 - A tak właściwie to czemu… Czemu nie zgodziłaś się, gdy Dean tyle razy chciał się z tobą umówić?
     Miałam zamiar odpowiedzieć, naprawdę. Chciałam otworzyć usta i dać jej długą i wyczerpującą odpowiedź, ale moje ciało mnie nie słuchało. Byłam za bardzo śpiąca.



***

Uch, beznadziejnie. 9 rozdział mam zaczęty i o niebo lepiej mi się go pisze, ale sęk w tym, że znów utknęłam. Intensywnie myślę, jak przejść do tego, czego chcę.
A ten rozdział? Wstawiłam go tak na "doczepkę". Wiem, że jest praktycznie nic niewart, ale potrzebna mi była ta scena z Thomasem. Nie była taka konieczna, ale bardzo potrzebna. A że nie chciałam robić wszystkiego w tym rozdziale (nie lubię, gdy jest tak przepakowany tekścik, bo mi to by wyszło pewnie odrobinkę kiczowato) to wyszło, jak wyszło. Nie dość, że krótki jakiś, to jeszcze taki... słodkawy i... sama nie wiem. Ech, szkoda gadać.
Za wszystkie błędy przepraszam.

3 komentarze:

  1. rozdział nie był taki zły. bez przesady ^^ może trochę brakowało w nim opisów, bo skupiłaś się głównie na dialogach, ale szybko i swobodnie się czytało, więc jest ok.
    ogólnie spodobał mi się pomysł na opowiadanie. choć czasem jeszcze się gubię w bohaterach, ale ja zawsze tak mam^^
    Ale Dean to idiota. jakoś za nim nie przepadam. to jego zachowanie było lekko staroświeckie.
    jestem ciekawa co dalej z tego wyniknie a tym czasem, jeśli masz ochotę zapraszam do mnie na http://butter-hill.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Trafiłam na twojego bloga przypadkiem i z ciekawości postanowiłam zagłębić się w treść, ponieważ do tej pory nie pojawiło się bardzo dużo rozdziałów i są one raczej krótkie.
    Masz lekki i przyjemny styl, jednak czasem tak zagalopujesz się w dialogi, że trochę brakuje "wypowiedzi" narratora i miejscami można na chwilę wypaść z rytmu.
    Odniosłam wrażenie, że na propozycję Coltrane'a zgodziła się spontanicznie, nie kierując się głębszymi uczuciami i nie wiem, czy coś naprawdę poważnego z tego wyniknie. A po Deanie jak bum cyk cyk widać, że zazdrosny.
    Ogólnie spodobał mi tematyka opowiadania i zastanawiam się, jak to wszystko się dalej potoczy.
    Przy okazji zapraszam także do siebie na http://z-popiolow.blogspot.com
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest ciekawie, tylko według mnie trochę mało się dzieje. I za mało opisów, same dialogi. Niemniej, mimo tych wszystkich wad, spodobało mi się. Masz lekki styl pisania i zachęcasz do czytania dalej. :)

    OdpowiedzUsuń